Ta seria jest o dobrych rzeczach, które kolorują moją codzienność. Małych odkryciach, którymi chcę się z Tobą podzielić. Siadam na spokojnie w fotelu z ciepłą herbatą i zadaję sobie pytanie – co poprawia mi życie w ostatnim czasie? I dzisiaj naprawdę nie muszę długo zastanawiać się nad odpowiedzią.
Kalendarz Dla Par (klik!)
Mamy w domu planer, zmazywalną tablicę wypełnioną ważnymi rodzinnymi wydarzeniami. Jakieś lekarstwa, badania, urodziny, wyjazdy, bale karnawałowe i ostateczny termin przynoszenia do przedszkola własnoręcznie wykonanych robotów. Większość tych rzeczy mieści się w kategorii “dorosłość, odpowiedzialność i masa obowiązków”. Dlatego też mamy drugi kalendarz, nieco luźniejszy, mój i Sebastiana, taki tylko, tylko nasz.
Oboje dobrze wiemy, że mając dzieci spontaniczne randki się zadziewają, jednak nie można specjalnie na nie liczyć. Więc planujemy. Wyjścia na miasto lub domowe, wieczorne spotkania. Wspólne gotowanie, planszówki, czy sesje Q&A (o których pewnie jeszcze kiedyś napiszę). I to wszystko ląduje w naszym kalendarzu, razem ze słuszną porcją ciepłych słówek i wdzięczności. Kalendarz oczywiście wisi w miejscu, na które codziennie patrzymy kilka razy (my, rodzice, a nie dzieci – dociekliwych pytań mamy na codzień dosyć).
Ostatnio gdzieś przeczytałam: “najlepsze, co rodzic może zrobić dla swojego dziecka, to zadbać o relację z partnerem”. Więc dbamy o naszą relację, dla dzieci, choć… chyba przede wszystkim dla siebie nawzajem. Aby najzwyczajniej na świecie – cieszyć się tym życiem już teraz! A nie czekać do magicznej osiemnastki najmłodszego.
Ten kalendarz przypomina nam o tym, skąd się wziął ten cały jarmark, który nas otacza. To narzędzie, dzięki któremu pokazuję Sebastianowi, że go widzę i dzięki któremu sama też czuję się widziana.
Aplikacja 12min (klik!)
To aplikacja ze streszczeniami książek, możesz je posłuchać lub przeczytać. Będę szczera – na mojej półce stoi niechlubnie wysoka sterta książek, które bardzo chciałabym przeczytać, ale po prostu nie mam na to sił i/lub czasu! Zamiast walczyć z wiatrakami, staram się zaakceptować swoje aktualne możliwości i je mądrze wykorzystać.
- Po pierwsze bardzo świadomie wybieram lektury, które naprawdę chcę przeczytać.
- Po drugie mając już przed sobą tę wybraną krytycznym okiem książkę – nie staram się jej czytać od deski do deski. Bez wyrzutów sumienia omijam paragrafy, nawet rozdziały, które mnie nie interesują lub nie wnoszą nic wartościowego do życia.
- Po trzecie – czytam z aplikacją 12min.
Najczęściej do śniadania. Lub wieczorem, kiedy Netflix już się skończy. Oszczędzam czas i zyskuję poczucie satysfakcji ze zrobienia czegoś dobrego dla swojego umysłu. Win-win.
Love is blind (klik!)
Wstyd się przyznać, ale oglądam ten program i niczego nie żałuję! To moje wieczorne guilty pleasure, któremu nie potrafię się oprzeć. W skrócie – uczestnicy programu randkują ze sobą, jednocześnie siebie nie widząc. Siedzą w specjalnych pomieszczeniach, rozmawiają ze sobą, jednak nie widzą, jak wygląda osoba po drugiej stronie ściany. Pary, które podczas tych rozmów się zaręczą, jadą na wspólne wakacje, po których wracają do „normalnego” życia, wspólnie mieszkają przez 3 tygodnie, a na koniec biorą (lub nie) ślub.
Ja rozumiem, że Netflix, że scenariusze, że kasa i oglądalność muszą się zgadzać. Jednak ostatecznie za tymi historiami stoją prawdziwi ludzie! Niektórzy z nich są do dzisiaj razem, tworząc rodzinę, mając dzieci! W każdym micie znajdziesz ziarenko prawdy.
Więc lubię obserwować, jak tworzą się tak bliskie relacje. Jak pary uczą się efektywnej komunikacji, jak bardzo są zdolni do słuchania intuicji i podejmowania trudnych decyzji, jak idą na kompromisy, jak wyrażają swoją gotowość do budowania relacji z drugim człowiekiem.
Plus! Kocham porównywać różnice w budowaniu relacji pomiędzy edycjami Love is blind w różnych krajach. To niesamowite, jak bardzo mentalność danego państwa wpływa na naszą relację. Wiadomo, każdy człowiek ma swoją unikatową historię, która w dużej mierze ugruntowała jego system wartości i szereg socjalnych umiejętności. Jednocześnie łaczy nas wszystkich jedno – nie uciekniemy od wpływu kultury i wzorców społecznych, które nas otaczają. Mnie to fascynuje.
A co Tobie poprawia ostatnio życie? Jakie są Twoje umilacze? Z chęcię poczytam w komentarzach