Po przeczytaniu książki “Cud uważności” mnicha Thich Nhat Hanh wiedziałam, że muszę podzielić się instrukcją medytacji, którą tam znalazłam. Jednak nie byłam pewna, jak to ugryźć. Otóż pisałam już wam o wskazówkach medytacyjnych jogina Pramahansa Joganandy. Czy powinnam zaktualizować ostatni wpis? Czy napisać nowy? Ostatecznie zdecydowałam się na nowy artykuł, nowe spojrzenie na medytację, nowy punkt widzenia, choć zbieżny ze słowami Joganandy.
Wydaje mi się, że dobrze jest poznać różne perspektywy i podejścia do medytacji. Dobrze jest też odnaleźć w tym wszystkim coś, co z nami rezonuje. Coś, z czym czujemy się dobrze. I ostatecznie stworzyć własną rutynę, własną praktykę. Bo w końcu nie chodzi o to, aby o medytacji czytać. Chodzi o to, aby ją praktykować. Próbować, poznawać, uczyć się od najlepszych, ale jednocześnie medytować zgodnie ze swoimi uczuciami.
Ale do brzegu – jak powinno się medytować według buddyjskiego mnicha, mistrza zen, Thich Nhat Hanh?
1. Pozycja.
Można praktykować na leżąco, z rękami i nogami wyciągniętymi, bez poduszki nad głową. Jednocześnie w tej pozycji łatwo zasnąć. Dlatego też lepszym wyborem jest pozycja siedząca (np. pozycja lotosu, półlotosu lub japońska). Pamiętaj jednak, że bez względu na to, jaką pozycją przyjmujesz, kluczowe są wyprostowane plecy. Szyja i głowa powinny tworzyć linię prostą z kręgosłupem.
Ułóż lewą rękę wewnętrzną stroną do góry w prawej dłoni. Rozluźnij mięśnie rąk. Puść wszystko. Bądź tylko z oddechem i… uśmiechem.
2. Półuśmiech.
W książce mnich wielokrotnie przypomina, jak ważny jest półuśmiech (nie tylko podczas medytacji). Dlaczego? Uśmiech pomaga rozluźnić mięśnie twarzy. A relaks to kluczowy element medytacji, choć wyjaśnię to za chwilę.
3. Czas.
Zaleca się, aby początkujący siedzieli na medytacji nie dłużej niż 20-30 minut.
Jednak mnich bardzo uczula na to, że ostatecznie nasze całe życie powinno być medytacją. Nasza codzienność powinna polegać na spokojnej, nieoceniającej obserwacji oraz uważności. Niezależnie od tego, czy myjemy teraz naczynia, prowadzimy samochód, rozmawiamy z kimś, czy akurat praktykujemy formalną medytację – powinniśmy dążyć do takiego samego poziomu świadomości tego, co akurat wydarza się zarówno wewnątrz nas, jak i na zewnątrz. Ta czujność, pełna spokoju i akceptacji, ostatecznie pomaga mądrze poradzić sobie z każdą sytuacją. Medytacja w codzienności sprawia, że przeżywamy w pełni każdą minutę życia.
Lata temu, nie mając wielkiego doświadczenia z medytacją, myślałam, że jest ona pewnego rodzaju ucieczką od ponurej, szarej codzienności. Dziś już wiem, jak bardzo się myliłam – medytacja to pogodne spotkanie z rzeczywistością.
4. Oddychaj.
Oddech jednoczy ciało z umysłem. Obserwuj go. Oddychaj wolno i głęboko. Na początku, dla ułatwienia utrzymania uwagi na oddechu, możesz nazywać każdy wdech oraz wydech.
Innym sposobem jest liczenie długości oddechu (zauważ, że oddech się wydłuża im dłużej go obserwujesz).
Jeszcze inną metodą skupienia się na oddechu jest jego liczenie (kiedy wdychasz, licz “jeden”, kiedy wydychasz, licz “jeden”, na następnym wdechu licz “dwa”, wydechu – licz “dwa”, itd.). Kiedy się zgubisz, zacznij od początku.
Dzięki takim praktykom wyrównujemy i uspokajamy oddech, a w konsekwencji – odzyskujemy kontrolę nad ciałem i umysłem. Choć na chwilę
4. Myśli i uczucia.
Obserwuj i rozpoznawaj wszystko, co powstaje w Twoim umyśle. Nie odpędzaj każdej myśli lub uczucia, które się pojawią, ale też nie martw się nimi. Bądź ich świadoma i przyjmij ich obecność. Nazwij to, co czujesz lub myśl, która powstała. Pełnym zdaniem opisz je, np. “właśnie pojawiło się we mnie uczucie smutku” lub “właśnie przypomniałam sobie, że muszę jutro umówić się do dentysty”. Nie zajmuj się nimi dłużej, ale też ich nie przepędzaj. Wróć do obserwacji oddechu, a myśli, uczucia odejdą w sposób naturalny.
Podczas medytacji (w szczególności rano, kiedy mój umysł zalewają wszystkie zadania na dany dzień) lubię mieć pod ręką kartkę i długopis. Kiedy przypomni mi się coś ważnego, czego bardzo nie chcę zapomnieć – spisuję to. Dzięki temu żadna myśl mnie nie dręczy, nie powraca, a ja mogę skupić się na oddechu. Przynajmniej do czasu kolejnej bardzo-ważnej-myśli.
5. O co chodzi w medytacji?
Odpowiedź na to pytanie szczególnie zapadła w mojej pamięci. Otóż punktem wyjścia medytacji jest… odprężenie, pełen wypoczynek, którego nie zaznamy nawet podczas snu!
Z kolei kiedy już jesteśmy zrelaksowani, przechodzimy do sedna – doznajemy jasności umysłu oraz spokojnego serca.
Mnich często przypomina, że radość i spokój są właśnie tu i teraz, kiedy siedzisz i praktykujesz. Jeśli ich teraz nie znajdujesz – nie znajdziesz ich nigdzie.
Oczywiście siadając do medytacji nie powinno się niczego oczekiwać. Nie medytuj, żeby coś osiągnąć (spokój, oświecenie, uzdrowienie). Medytuj, żeby odpuścić. Nie oczekuj nic w zamian. Reszta pojawi się sama.
Powyższe wskazówki to podstawy, którymi dzieli się Thich Nhat Hanh. W ksiażce “Cud uważności” możesz znaleźć jeszcze inne porady, które dotyczą zaawansowanej formy medytacji. Jednak nie piszę o nich, ponieważ nie chcę Ciebie przytłaczać mnogością wszelakich zaleceń oraz dobrych rad. Po prostu usiądź, obserwuj oddech i znajdź spokój właśnie w tej chwili obecnej. Tyle wystarczy. Na resztę przyjdzie czas.